Akordeon w roli głównej
Pandemia koronawirusa udaremniła przylot Bartosza Głowackiego z Londynu; w tym roku nie zagra on na Festiwalu Ogrody Muzyczne. Ale co się odwlecze… Kto wie, może wykona on jeszcze ten piękny koncert w przyszłorocznych Ogrodach?
22 października 2020 r. w Ogrodach miał wystąpić Bartosz Głowacki – młody wirtuoz akordeonu, mieszkający i odnoszący sukcesy w Londynie. Artyście mieli towarzyszyć: Lotte Betts-Dean – mezzosopran z Australii oraz rosyjsko-australijski gitarzysta Andrey Lebedev.
Ogrody Muzyczne: – Jak się zostaje wirtuozem akordeonu?
Bartosz Głowacki: – Byłem krnąbrnym dzieckiem. Rodzice zapisali mnie na fortepian do ogniska muzycznego w moim rodzinnym, podkarpackim Zagórzu – jak mniemam po to – bym miał, gdzie dawać upust energii. Przygodę z akordeonem rozpocząłem stosunkowo późno, dopiero w wieku 11 lat. „Zwerbował” mnie mój nauczyciel, który widział we mnie lepszego akordeonistę niż pianistę. Za jego namową przystąpiłem do egzaminu w Państwowej Szkole Muzycznej w Sanoku. Zdałem i zostałem przyjęty. Początki nauki gry na akordeonie bywają trudne, ponieważ w pierwszym zetknięciu ten instrument wydaje się bardzo skomplikowany. Ja też tak uważałem. Udało mi się przebrnąć przez te trudne początki dzięki świetnemu nauczycielowi – Grzegorzowi Bednarczykowi. Potrafił mnie zaciekawić, ukazując fascynujące brzmienia akordeonu i wprowadził w tajniki gry na tym instrumencie. Już po roku nauki wziąłem udział w pierwszym konkursie.
– Co się zmieniło w Pana podejściu do akordeonu po uzyskaniu tytułu Młodego Muzyka Roku w konkursie Telewizji Polskiej?
– Wygrana w tym prestiżowym konkursie dała mi motywację do dalszego działania i utwierdziła w przekonaniu, że muzyka jest tym, czym najbardziej chciałbym się zajmować w życiu. Sprawiło to podejście jurorów. Ich uwagi i komentarze nie były wyrażane tylko przez pryzmat akordeonu, wręcz przeciwnie, oceniano mnie jako muzyka. Zawsze chciałbym być postrzegany jako muzyk akordeonista – w tej kolejności, nie odwrotnej!
– Czy udział w Konkursie Eurowizji dla Młodych Muzyków w Wiedniu przyczynił się do podjęcia przez Pana studiów w Królewskiej Akademii Muzycznej w Londynie?
– Było to przede wszystkim niezwykłe przeżycie. Miałem okazję poznać i usłyszeć świetnych, młodych muzyków z różnych krajów europejskich. Doszedłem do finału, w którymi wykonałem I i II część koncertu Mikołaja Majkusiaka z Wiedeńską Radiową Orkiestrą Symfoniczną ORF przed ponadtrzydziestotysięczną publicznością! Po rozmowach z innymi uczestnikami konkursu oraz dyrektorem Młodego Muzyka Roku w TVP Kultura, Robertem Kamykiem, doszedłem do wniosku, że może warto zastanowić się nad studiami za granicą. Jestem ogromnie wdzięczny moim nauczycielom z Sanoka, którzy wspierali mnie w podjęciu decyzji wyjazdu na studia zagraniczne. Takie bodźce są młodemu człowiekowi bardzo potrzebne.
Egzaminy wstępne do Royal Academy of Music w Londynie odbywają się w grudniu, co pozwoliło mi dopełnić formalności: zdać maturę, egzamin z angielskiego, a także przygotować się psychicznie na zmianę otoczenia. Londyn i owa uczelnia stwarzają nieograniczone możliwości czerpania wiedzy i doświadczenia od najlepszych muzyków. Do dziś wspominam świetne wykłady i pokazy Maxima Vengerova, Daniela Barenboima, Vladimira Ashkenazy’ego czy Dave’a Hollanda.
– Tuż po studiach znalazł się Pan w gronie artystów City Music Foundation w Londynie, a w rok później był Pan rezydentem programu Open Space w Snape Maltings. Jaki miało to wpływ na Pana decyzję o pozostaniu na Wyspach Brytyjskich?
– Są to organizacje, których programy pomogły mi zadomowić się w UK. City Music Foundation oraz Snape Maltings wspierają projekty artystyczne oraz kładą ogromny nacisk na organizację warsztatów i szkoleń pomagających w biznesie muzycznym. Organizowane przez nie szkolenia przygotowują młodych muzyków do ciągle zmieniającego się rynku muzycznego.
– Występował Pan razem ze skrzypkami – Nigelem Kennedym i Lizzie Ball, z wiolonczelistką Gabriellą Swallow, z The English Concert Trevora Pinnocka, z Atom String Quartet, ze specjalizującym się w dostarczaniu specjalnych przeżyć artystycznych Manchester Collective i piosenkarką muzyki pop Tanitą Tikaram. Co one wniosły do Pana sztuki wykonawczej?
– Przede wszystkim różnorodność i nowe doświadczenia. Nigel Kennedy i Trevor Pinnock to skrajnie różne osobowości, trudno sobie wyobrazić bardziej różniące się. Od każdego partnera scenicznego przejmuję inspirujące mnie cechy sztuki wykonawczej. Niekiedy jedna fraza muzyczna, a nawet zachowanie poza sceną potrafi natchnąć i spowodować nowe przemyślenia. Każda współpraca to inna historia.
– Kto jest inspiratorem nawiązywania współpracy?
– Różnie to bywa. Czasem decyduje o tym wspólny koncert czy nagranie, niekiedy obopólna chęć dłuższej współpracy, a także najzwyczajniej w świecie zapotrzebowanie na akordeonistę.
– Wykonuje Pan partie akordeonu dla najważniejszych, brytyjskich instytucji muzycznych: The Royal Opera House, The Royal Ballet, The National Theatre, London Symphony Orchestra, The Chroma Ensemble, London Sinfonietta, Royal Philharmonic Orchestra. Czy muzyka akordeonowa cieszy się w Anglii większym zainteresowaniem niż w Polsce?
– Repertuar, który wykonuję z brytyjskimi orkiestrami obejmuje głównie muzykę współczesną, w tym nowe zamówienia. Już kompozytorzy końcówki XX wieku chętnie włączali akordeon do swoich utworów. Kompozytorzy tworzący obecnie też od niego nie stronią. Brzmienie akordeonu interesująco wpisuje się w orkiestrową muzykę współczesną, dlatego wykorzystanie tego instrumentu przez kompozytorów stale rośnie. Natomiast okazji solistycznych występów akordeonisty z orkiestrą jest w Wielkiej Brytanii zdecydowanie mniej niż w Polsce. Uważam, że jest to uwarunkowane strachem i uprzedzeniami brytyjskich promotorów do tego instrumentu. W Polsce akordeon w świadomości słuchacza jest bardziej zakorzeniony.
– W Ogrodach Muzycznych wystąpi Pan z australijską mezzosopranistką Lotte Betts-Dean i rosyjsko-australijskim gitarzystą Andreyem Lebedevem. Czy stanowicie stały zespół?
– Znamy się z czasów studenckich. Kilka lat temu zagraliśmy razem koncert w Barbican Centre podczas festiwalu i od tego czasu występujemy razem kilka razy w roku.
– Jaki program zagracie w Warszawie?
– Mam nadzieję, że będzie to bardzo przyjemny program dla publiczności. Wypełni go w znacznej części muzyka południowoamerykańska – z Argentyny i Brazylii. Koncert rozpoczniemy duetami na akordeon i gitarę z programu, który mieliśmy już okazję wykonać w Meksyku podczas Festiwalu Cervantino. Zabrzmi energiczne tango Astora Piazzolli oraz brazylijskie choro. Lotte zaśpiewa dla Państwa słynny cykl hiszpańskich pieśni Manuella de Falli. Następnie usłyszycie brzmienie akordeonu w muzyce baroku i pierwszą część Zimy z Czterech pór roku Vivaldiego. Zabierzemy też słuchaczy w muzyczną podróż do Francji, wykonując przeboje z repertuaru Edith Piaf i Charlsa Treneta. Na koniec przygotowaliśmy dla Państwa pełne emocji arie z opery Maria de Buenos Aires Astora Piazzolli. Serdecznie zapraszamy na nasz koncert.
Bartosza Głowackiego wspiera Fundacja im. Zygmunta Zaleskiego.